Skip to main content

Nina 

03,08.2024 / Ukraińak, Obwód Doniecki, Ukraina 

Słońce paliło jak szalone, a ja, oswobodzony z ciężaru kamizelki kuloodpornej i hełmu, włóczyłem się ulicami miejscowości  Ukraińsk jak zbuntowany cywil, żądny życia i kontaktu z ludźmi. Było gorąco – tak piekielnie gorąco, że nawet asfalt zdawał się topić pod stopami.

Pamiętam, jak latem górniczy Ukraińsk była jeszcze zaledwie 8 km od linii frontu, a teraz, 7 kwietnia 2025 roku, cała miejscowość została pochłonięta przez okupanta, oddalona o 43 km od bitewnej strefy, 43 km za linią frontu. Taki jest progres.

Tego dnia, pośród dymiących zgliszczy garaży, które kilka godzin wcześniej zostały dosięgnięte przez ogień ruskiej artylerii, czułem smak zniszczenia unoszący się w powietrzu – to był zapach spalonego metalu i porażki, zmieszany z niedopałkami barbacue. Wszystko w tej apokaliptycznej scenie zdawało się pulsować surową energią chaosu.

Tak natrafiłem na Ninę – siedziała w oknie jak strażniczka zagłady, wypatrzyła  mnie jak z kamerą w ręku, nagrywałem ostatnie tchnienie spalonej architektury. Jej oczy były jak lśniące ostrza, a głos wydawał się kolejnym ostrzałem:

– To było dzisiaj rano, uszkodziło mi mieszkanie, wejdź do mnie na drugie piętro, pokażę Ci!

– rozbrzmiewał przez gorący, spiekły powiew. I tak, bez zastanowienia, wkroczyłem do jej świata, stając się gościem w domu Niny, zanurzonym w surrealistycznym teatrze wojennej codzienności, gdzie każdy oddech był manifestem życia w cieniu przemocy.