Skip to main content

Kola i Maria

30.07.2024 / Ukraińsk, Obwód Doniecki, Ukraina.

Matka i syn.

Wskoczyłem do mojej ruskiej Łady razem z Daphne Wesdrop – holenderską dziennikarką, z którą współpracuję jak z bratnią duszą w chaosie tego piekła. Naszym celem była Hirnik – miasto, gdzie dźwięk młotów spotykał się z echem nadchodzącej zagłady, a linia frontu wciąż zbliżała się nieubłaganie. Moim zadaniem było przemierzać uliczki, rozdając wizytówki z numerem telefonu i obietnicą darmowej ewakuacji ludności cywilnej. Wiedziałem, że gdy front zatrzyma się na pięciu kilometrach, ludzie w końcu zrozumieją – czas ucieka,

Wtedy, kiedy linia frontu była  jeszcze oddalona o dziesięć kilometrów, ujrzałem Hirnik – górniczą oazę wśród dymu. Ku mojemu zdziwieniu, mimo nieustannego ostrzału, mieszkańcy nie opuszczali swoich miejsc. Okazało się, że jedna z kopalni węgla kamiennego wciąż tu funkcjonowała  – kaloryczny węgiel, paliwo dla całej ukraińskiej infrastruktury energetycznej. Praca była ich chlebem, a ryzyko codziennością, dlatego zostali.

W samym sercu tego zniszczonego świata spotkałem Marię i jej syna Kole. Maria, która codziennie pracowała jako kucharka w  stołówce kopalni, mówi z determinacją:

  • Dopóki kopalnia działa, nie wyjadę – potrzebuję pieniędzy.

Jednak wzięła moją wizytówkę, a dwa tygodnie później jak front zbliżył się na cztery kilometry, mój telefon eksplodował od jej nieustannych pytań o możliwość wyjazdu. Każde kolejne połączenie było jak wołanie o ratunek, jednak wybredzała, długo się zastanawiała. A potem… cisza. Zaginęła.