Skip to main content
Wojna Rosyjsko-Ukraińska linii frontu by Sebastian Tomasz Plocharski

28.03.2023 / Pereizne, obwód doniecki, Ukraina

Poznajcie Walentynę, Halinę i Ludmiłę — trzy życzliwe dusze, które codziennie piją herbatę z losem, 3,5 kilometra od „zera”. Granica między życiem a przypadkową śmiercią biegnie tu tuż za płotem.

Dziś, na ich ulubionej ławce, opowiadały mi o tym, jak rosyjskie wojska sojusznicze każdego dnia zasypują ich domy ogniem. Mówią to bez złości, jakby to była pogoda: raz deszcz, raz grad, raz grad pocisków. Żołnierzy w tej wiosce jest więcej niż samych mieszkańców. Nic dziwnego, że stąd idą ostrzały na rosyjskie pozycje. Teraz mają wojsko za sąsiadów. I jak to z sąsiadami bywa — Rosjanie odpowiadają.

Prądu brak. Zasięgu brak. Internetu — zapomnij. Zostaje ławka. Ta ławka. Drewniana, obdrapana, trochę przekrzywiona. Ale to właśnie na niej toczy się życie. Tu padają najważniejsze pytania i zapadają ciche decyzje. (Kojarzycie mój projekt „Ławka” z 2021 roku? To właśnie o takich ludziach opowiadał. Donbas. Linia frontu. Upór.)

Gadaliśmy długo, aż w końcu Halina, wskazując na bramę, powiedziała:

– O, widzisz? Tam, przy wejściu. Wczoraj w nocy spadł tam pocisk. Te dziury? Od odłamków. Te małe? Wpadły prosto do środka.

– Może to znak, Halina. Może to ostatnia szansa, innej nie będzie – mówię. Ile razy już to mówiłem? Gubię rachubę.

– A kto nas tam potrzebuje, na tej zachodniej Ukrainie? – rzuca Walentyna, bez złudzeń.

– Tu się urodziłam. Tu będę mieszkać. I tu umrę – dopowiada Halina.

Zarówno my, jak i żołnierze, po raz kolejny próbowaliśmy je przekonać do ewakuacji. Na próżno. Wskazują na kratery po wczorajszych pociskach z takim spokojem, jakby to były grządki z pomidorami. Przyzwyczajenie? Rezygnacja? Twardość? Wszystko naraz.

Codziennie igrają ze śmiercią. Do Pereiznego codziennie wlatują tony żelaza. Mijamy ruiny, szkielety domów, ciszę po ludziach. Niestety, ta historia nie jest wyjątkowa. Takich wiosek jest wiele. I wielu ludzi, którzy nie chcą — lub nie potrafią — wyjechać.

A my jedziemy dalej, z tym ciężarem w klatce piersiowej, że zostawiliśmy je tam – na ławce, pod niebem, które co noc może się rozpaść.

Żołnierze, i my, po raz kolejny próbowaliśmy przekonać je do ewakuacji. Abstrakcja, gdy pokazują nam dziury na działce po wczorajszym ostrzale. Przyzwyczaiły się. Niestety, ani żołnierze, ani my nie jesteśmy w stanie przekonać i namówić tych pięknych kobiet. Codziennie igrają ze śmiercią. Do wioski codziennie lecą tony żelaza, mijamy ruiny domów. Niestety, to sytuacja, z którą spotykamy się często. Wielu mieszkańców nie chce wyjechać.

28.03.2023 / Pereizne, obwód doniecki, Ukraina

Walentyna, Halina i Ludmiła mieszkają zaledwie 3,5 km od tzw. „zera”.

Dziś opowiadały mi, jak codziennie rosyjskie wojska sojusznicze zasypują ich domy ogniem. Żołnierzy jest tam więcej niż samych mieszkańców. Nic dziwnego, że z tej wioski prowadzone są ostrzały artyleryjskie w stronę rosyjskich pozycji. Zolmierze są teraz ich sąsiadami. To bardzo niebezpieczna sytuacja, bo Rosjanie odpowiadają ogniem.

Kobiety spędzają całe dnie na ławce, nie mają prądu, zasięgu telefonu komórkowego ani oczywiście internetu. Ta ławka, którą widać na nagraniu, to ich cały świat. Tu toczą się dyskusje, tu kwitnie życie towarzyskie. (Pamiętacie mój projekt „Ławka” z 2021 roku? Opowiadał o ludziach Donbasu żyjących na linii frontu i ich przyzwyczajeniach).

Staliśmy i rozmawialiśmy przez kilkadziesiąt minut. Pozwólcie, że zacytuję symboliczny fragment naszej rozmowy:

– O, widzisz, tam jest moja brama od domu, wczoraj w nocy spadł tam pocisk, zaraz przy wejściu, widzisz te dziury na mojej bramie, to od odłamków. Te małe wpadły do mojego domu – żaliła się Halina.

– Halina, może to znak, żeby wyjechać, to ostatni raz, innego nie będzie – odpowiadam formułą, której już się nauczyłem.

– A kto nas tam potrzebuje, na tej zachodniej Ukrainie – wtrąca się Walentyna.

– Tu mieszkałam, tu będę mieszkać i tu umrę – dodaje Halina.

Żołnierze, i my, po raz kolejny próbowaliśmy przekonać je do ewakuacji. Abstrakcja, gdy pokazują nam dziury na działce po wczorajszym ostrzale. Przyzwyczaiły się. Niestety, ani żołnierze, ani my nie jesteśmy w stanie przekonać i namówić tych pięknych kobiet. Codziennie igrają ze śmiercią. Do wioski codziennie lecą tony żelaza, mijamy ruiny domów. Niestety, to sytuacja, z którą spotykamy się często. Wielu mieszkańców nie chce wyjechać.