28.03.2023 / Pereizne, obwód doniecki, Ukraina
Poznajcie Walentynę, Halinę i Ludmiłę — trzy życzliwe dusze, które codziennie piją herbatę z losem, 3,5 kilometra od „zera”. Granica między życiem a przypadkową śmiercią biegnie tu tuż za płotem.
Dziś, na ich ulubionej ławce, opowiadały mi o tym, jak rosyjskie wojska sojusznicze każdego dnia zasypują ich domy ogniem. Mówią to bez złości, jakby to była pogoda: raz deszcz, raz grad, raz grad pocisków. Żołnierzy w tej wiosce jest więcej niż samych mieszkańców. Nic dziwnego, że stąd idą ostrzały na rosyjskie pozycje. Teraz mają wojsko za sąsiadów. I jak to z sąsiadami bywa — Rosjanie odpowiadają.
Prądu brak. Zasięgu brak. Internetu — zapomnij. Zostaje ławka. Ta ławka. Drewniana, obdrapana, trochę przekrzywiona. Ale to właśnie na niej toczy się życie. Tu padają najważniejsze pytania i zapadają ciche decyzje. (Kojarzycie mój projekt „Ławka” z 2021 roku? To właśnie o takich ludziach opowiadał. Donbas. Linia frontu. Upór.)
Gadaliśmy długo, aż w końcu Halina, wskazując na bramę, powiedziała:
– O, widzisz? Tam, przy wejściu. Wczoraj w nocy spadł tam pocisk. Te dziury? Od odłamków. Te małe? Wpadły prosto do środka.
– Może to znak, Halina. Może to ostatnia szansa, innej nie będzie – mówię. Ile razy już to mówiłem? Gubię rachubę.
– A kto nas tam potrzebuje, na tej zachodniej Ukrainie? – rzuca Walentyna, bez złudzeń.
– Tu się urodziłam. Tu będę mieszkać. I tu umrę – dopowiada Halina.
Zarówno my, jak i żołnierze, po raz kolejny próbowaliśmy je przekonać do ewakuacji. Na próżno. Wskazują na kratery po wczorajszych pociskach z takim spokojem, jakby to były grządki z pomidorami. Przyzwyczajenie? Rezygnacja? Twardość? Wszystko naraz.
Codziennie igrają ze śmiercią. Do Pereiznego codziennie wlatują tony żelaza. Mijamy ruiny, szkielety domów, ciszę po ludziach. Niestety, ta historia nie jest wyjątkowa. Takich wiosek jest wiele. I wielu ludzi, którzy nie chcą — lub nie potrafią — wyjechać.
A my jedziemy dalej, z tym ciężarem w klatce piersiowej, że zostawiliśmy je tam – na ławce, pod niebem, które co noc może się rozpaść.
Żołnierze, i my, po raz kolejny próbowaliśmy przekonać je do ewakuacji. Abstrakcja, gdy pokazują nam dziury na działce po wczorajszym ostrzale. Przyzwyczaiły się. Niestety, ani żołnierze, ani my nie jesteśmy w stanie przekonać i namówić tych pięknych kobiet. Codziennie igrają ze śmiercią. Do wioski codziennie lecą tony żelaza, mijamy ruiny domów. Niestety, to sytuacja, z którą spotykamy się często. Wielu mieszkańców nie chce wyjechać.